5000 mnp cukru,  Górskie wędrówki,  Projekty,  Zagraniczne wyprawy

Alpy – wędrówka na ponad 3000 m n.p.m.


Jest maj 2014. Jestem na pierwszej wizycie u mojego nowego diabetologa, prof. Klupy. Po za rutynowymi pytaniami, chce się On również dowiedzieć czy uprawiam jakieś sporty oraz „czy chodzę po górach”. Już w tym momencie pytanie wydaje mi się nietypowe, ale, zgodnie z prawdą, odpowiadam twierdząco. Nie pomyślałem wtedy, że wezmę udział w ciekawym projekcie i wybiorę się m.in. w Alpy. 


Alpy – podróż do Solden

Gdy w lutym tego roku, na 2-giej wyprawie z cyklu5000 mnp cukru” dowiaduję się o tym, że wrześniowy wypad w Alpy na wysokość 3000+ metrów dojdzie do skutku, radość jest naprawdę duża. Marzenia zdobycia czegoś wyższego niż „tylko” Tatry były ze mną od dawna. Brakowało mi natomiast umiejętności i pewności siebie, żeby samemu zorganizować taki wyjazd i mieć pewność, że „dam radę”. Wyjazd z grupą ponad dwudziestu innych cukrzyków pod okiem kilku lekarzy, ratowników i alpinistów to zupełnie inna sprawa. Jako grupa jesteśmy już zgrani. Dwie poprzednie wyprawy pokazały, że mimo wielu różnic (wiekowych, doświadczenia górskiego i stażu choroby) każdy może się czegoś od innych nauczyć i tym samym poprawić swoje górskie zdolności oraz samokontrolę.

Zbiórka przed wyjazdem w Alpy jest o godzinie 5 rano, w czwartek, w Katowicach. Dzięki temu nie udaje mi się tej nocy przespać ani minuty, a cały wieczór i noc poświęcam na pakowanie. Dopiero, gdy kilka minut po 3 wsiadam na Rondzie Grzegórzeckim do samochodu Maksymiliana, zasypiam. Półgodzinna przesiadka w Katowicach i już pędzimy busem do Solden. Na dobre budzę się dopiero koło godziny 11, gdy jesteśmy już prawie w połowie drogi.

Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.

Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!

Trasa mija nam nieco szybciej niż zaplanowano i na miejscu jesteśmy około godziny 18. Jest bardzo pochmurno, a pogoda wcale nie wygląda na stabilną. Szybko rozbijamy namioty na campingu, a gdy wieczorem wybieramy się zobaczyć miasteczko, zaczyna padać deszcz. Przed samym snem, postanawiamy jeszcze delikatnie zintegrować się w kuchni turystycznej. Przy opowieściach czarnych (i nie tylko) historii szpitalnych, sprawdzamy smaki polskich trunków na ziemiach austriackich.

Wędrówka w chmurach – schronisko Brunona – 2737 m n.p.m. 

Piątkowy poranek zaskakuje nas pozytywnie. Pogoda, co prawda, dalej nie wygląda na stabilną, ale słońce bez problemów przebija się przez otaczające dolinę chmury, a my, co kilka chwil możemy podziwiać jeden z pobliskich szczytów (na którego nazwie pewnie można połamać język dwa razy), który się z nich wyłania.

Solden - Alpy w chmurach
Solden – Alpy w chmurach

Tego dnia mamy zaplanowany krótki trening, który rozpoczynamy w Solden na wysokości 1368 m n.p.m., a mamy skończyć na wysokości, co najmniej 2000-2300 m n.p.m.

Solden widziany z góry
Solden widziany z góry
Alpy
Alpy

Krótki trekking przekształca się w dość pokaźną trasę, a dzięki pięknym widokom zapominamy o zmęczeniu i wspinamy się wyżej i wyżej. Ostatecznie trening kończymy na wysokości 2737 m n.p.m. przy schronisku Brunona, a ja razem z najbardziej ambitną grupą podchodzę jeszcze ~20 metrów wyżej na pobliski szczyt.

Alpy - Schronisko Brunona
Schronisko Brunona
IMG_7803
Pod schroniskiem Brunona

Powrót ze schroniska, to przyjemny, ale nieco długi marsz tą samą drogą, którą wychodziliśmy. Na dole jesteśmy około godziny 17, a większość z nas stara się jak najszybciej wziąć prysznic, żeby zdążyć przed zaplanowaną kolacją.

IMG_7816
IMG_7811

Oczekiwanie przed wyjściem do restauracji przepełnia nam wydarzenie pełne grozy – nasz kolega, Wojtek mdleje i wszystkim wydaje się, że ma ciężką hipoglikemię. Szybka akcja ratunkowa i … okazuje się, że Wojtek, w niezwykle realistycznie udawał zemdlenie, a cała akcja była ukartowana w celu sprawdzenia naszej reakcji i zachowania w sytuacji kryzysowej.

Pozostałą część wieczoru spędzamy w restauracji, na tradycyjnym tyrolskim posiłku (który na mój gust jest bardzo przesolony) oraz oglądamy mecz Polska-Niemcy i integrujemy się nieco intensywniej niż dnia poprzedniego.

Pod skrzydłami Maćka Pawlikowskiego

Następnego dnia musimy wstać przed świtem – zaplanowana przez naszego przewodnika, Maćka Pawlikowskiego, trasa mimo niewielkich trudności technicznych, jest dość długa, a pomiary, które mamy prowadzić, dodatkowo ją wydłużą. O godzinie 6 jesteśmy już w busie i patrzymy ze smutkiem na panującą pogodę. Wszystko jest zatopione we mgle, a dodatkowego „uroku” dodaje padający lekko deszczyk.

Autokarem dojeżdżamy 20 kilometrów dalej do miejscowości Vent na wysokość 1980 metrów, skąd rozpoczynamy naszą wędrówkę. Podobnie jak poprzedniego dnia, od początku tempo narzucone przez Pana Maćka jest dość wymagające, mimo tego, że doskonale wie jak bardzo zróżnicowaną grupą jesteśmy. Na niekorzyść niektórych z nas (między innymi mnie), działa fakt degustacji jaką uprawialiśmy dnia poprzedniego. Droga, którą idziemy, nie jest bardzo wymagająca. Tak naprawdę, do schroniska Martina Buscha idziemy drogą szutrową o niewielkim nachyleniu przez dolinę Niedertal. Niestety, ze względu na mgłę, nasza widoczność ogranicza się do 300, a w maksymalnym momencie do 500 metrów, więc o widokach i ocenie walorów wizualnych doliny, nie ma nawet co dywagować. Podczas drogi do schroniska Martina Buscha (położonego na wysokości 2501 m n.p.m.), jedynymi atrakcjami są beczące owce, które towarzyszą nam przez całą drogę, oraz padający delikatnie deszcz, który na wysokości ~2300 metrów zmienia się w śnieg.

IMG_7879
Jakieś coś po drodze 😉
Dolina Niedertal
Dolina Niedertal
IMG_7825
Śnieg na wysokości ~2400 m n.p.m.

W schronisku robimy pomiary mleczanów. Mój wysoki wynik oznacza, że jestem kompletnie niewytrenowany, mam tragiczną kondycję i mój organizm nie zregenerował się po poprzednim dniu. Winę za to zrzucam na moją nową dietę, a samymi wynikami nie przejmuję się w ogóle, bo wcale nie czuję wyczerpania, ani zmęczenia podczas marszu do góry.

Doliną Niedertal do schroniska Similaun – 3019 m n.p.m.

Będąc w schronisku, dowiadujemy się, że względu na pogodę musimy zmienić plan na bardziej bezpieczny. Rezygnujemy więc z wyjścia na Kreuzspitze (3455 m n.p.m., który miał być naszym głównym celem), a zamiast tego wybieramy dalszą podróż doliną Niedertal aż do schroniska Similaun (3019 m n.p.m.), które znajduje się na granicy austriacko-włoskiej.

Dalsza droga, która jest początkowo spokojna, zmienia się z czasem w bardziej wymagającą i musimy delikatnie trawersować podejście ślizgając się na kilku centymetrach świeżego śniegu. Do schroniska dochodzimy dość szybko i dokonujemy ponownych pomiarów mleczanów.

Pod schroniskiem Similaun Hütte z Maćkiem Pawlikowskim
Pod schroniskiem Similaun Hütte z Maćkiem Pawlikowskim
Zejście ze schroniska Similaun Hütte
Zejście ze schroniska Similaun Hütte

Po krótkiej przerwie, schodzimy z powrotem do schroniska Martina Buscha, gdzie znów raczymy się przesolonym, tyrolskim posiłkiem. Zejście na dół jest nieco monotonne. Pokonywanie tej samej trasy w innym kierunku nie przynosi nam niczego nowego – nawet owce beczą w tych samych miejscach. Deszcz również towarzyszy nam do końca, przez co o ładnych widokach, możemy zapomnieć.

austrackie owce ;)
austrackie owce 😉
Dolina Niedertal
Dolina Niedertal
IMG_7893
Widok z campingu
IMG_7897
Widok z campingu

Wieczór spędzamy na pakowaniu oraz odpoczynku. Szybko również idziemy spać, bo o 5 rano mamy zaplanowany wyjazd z Solden, a jeszcze rano musimy złożyć namioty. Powrót do Polski jest przyjemny, choć ciężko uwierzyć, że całość zajęła nam 4 dni, z czego przez 2 byliśmy w podróży, a przez kolejne 2 maszerowaliśmy. 1000 km od Krakowa. 3000 metrów powyżej poziomu morza 😉


Więcej informacji o akcji „5000 mnp cukru” możecie znaleźć tutaj, a resztę wpisów z tego cyklu tutaj. Film podsumowujący to wyjście możecie obejrzeć poniżej:

Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.

Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!

Niewolnik lenistwa, niezdecydowania i wielkich, szalonych planów. Kolarz, zapalony turysta górski, perfekcjonista i introwertyk... chyba... Zobacz moje codzienne zdjęcia na tookapic

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *