Przygody zdobywców południowego Izraela – Masada i Morze Martwe
Przygody zdobywców południowego Izraela to kontynuacja serii o Izraelu według Kasi Pawełczyk. W tym poście o naszej podróży autem przez pustynię, zwiedzaniu Masady i o tym, jak słone jest Morze Martwe. Zapraszamy!
Byle dalej na pustynię
Kolejny poranek w Izraelu okazał się lekki, mimo dokładnego odkażania się Ogińskim poprzedniego wieczoru. Wprawdzie, sen uparcie nie chciał zejść z powiek i organizm żarliwie domagał się kofeiny, ale po bólu głowy nie było nawet śladu. Zapowiadał się intensywny dzień – mieliśmy do przejechania ponad 200 km przez pustynię, by dostać się na Masadę i nad Morze Martwe, czyli do obowiązkowych punktów, podczas zwiedzania południowego Izraela.
Przewidywany czas podróży z ok. 2,5 godziny przedłużył nam się do grubo ponad 3,5 godziny. Wydawałoby się, że na pustyni jest ciągle ten sam, nudny krajobraz… nic bardziej mylnego! Po drodze zatrzymywaliśmy się, aż trzy razy (a pewnie byłoby tych przystanków znacznie więcej, gdyby nie reżim czasowy). Pierwszą atrakcją, okazał się bardzo towarzyski struś, który niezwykle profesjonalne pozował do zdjęć. Następny przystanek w otoczeniu ostańców skalnych i tabliczek z ostrzeżeniami o minach! I kolejny z przepiękną panoramą na Morze Martwe z góry – pejzaż miał takie barwy, że sam Picasso lepiej, by tego nie pokolorował.
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!
Masada
Obsuwa czasowa urosła na tyle, że zdecydowaliśmy się wjechać na Masadę kolejką – w końcu czekało nas jeszcze leżakowanie w Morzu Martwym.
Starożytna żydowska twierdza. Jedno z najważniejszych miejsc w historii Izraela. Oczekiwania były ogromne. Tymczasem, rzeczywistość okazała się znacznie skromniejsza. Teren wprawdzie rozległy i naprawdę długo by można po nim chodzić, ale niewiele zostało ze starożytnych zabudowań. Może gdybyśmy mieli czas na dokładniejsze przeczytanie wszystkich tabliczek i pełniejsze wyobrażenie sobie tej potęgi w przeszłości, wrażenia byłyby nieco lepsze. Choć trzeba przyznać, że widoki były obłędne! To, co rzucało się w oczy, to zorganizowane wycieczki młodych żołnierzy. Grupki uśmiechniętych dziewczyn i chłopaków ubranych w moro i obowiązkowo wyposażonych w karabin, beztrosko dyndający przy pasie.
Koszt wjazdu kolejką: dorośli 60 zł; parking przy Masadzie jest darmowy.
Z Masady w depresję
Z ok. 50 m n.p.m zjeżdżamy ponad 400 m w dół do największej depresji świata, czyli nad brzeg Morza Martwego. W błyskawicznym tempie przemieściliśmy się do Ein Bokek. Do zachodu słońca zostało bardzo mało czasu, a na pustyni oznacza to drastyczne obniżenie temperatury, zatem nastał ostatni moment na kąpiel w solnej zupie. Znalezienie miejsca parkingowego najłatwiejsze nie było, ale w końcu udało się w niewielkiej odległości od plaży wyposażonej w natryski i toalety, czyli wszystko, czego nam w tej chwili było do szczęścia potrzeba.
Gęsta woda, wbrew naszym oczekiwaniom była zimna, żeby nie powiedzieć bardzo zimna. Moment zanurzenia nie należał, więc do najprzyjemniejszych. Na szczęście gęstość wody jest tak duża, że i tak trudno utrzymać się zanurzonym, bo kiedy tylko podniesie się lekko nogę do góry, podstępna ciecz od razu próbuje wywrócić człowieka na plecy i cóż, nie warto się wtedy bronić.
Jak to w depresji bywa, słońce zachodzi tu najszybciej, chowając ciepłe promienie za górami. Niemal od razu dało się odczuć chłód pustyni i w tym momencie ustawiła się długa kolejna do natrysków i toalet – wszyscy posłusznie zakończyli plażowanie. Natura nie znosi sprzeciwu.
Morze Martwe za plecami
Nieco zmarznięci, ale szczęśliwi, jak dzieci pakujemy się do samochodu, zupełnie beztrosko podchodząc do kwestii ubioru. Wszyscy mają na sobie krótkie spodenki i jakąś lekką bluzę pod ręką. Endorfiny z kąpieli i podkręcone ogrzewanie w aucie, zupełnie uśpiły naszą czujność… Tymczasem chłód opanował pustynię i z prędkością nieznoszącą sprzeciwu obniżał temperaturę za oknami samochodu, o czym bezlitośnie mieliśmy się przekonać kilkadziesiąt minut później. Nawigacja ustawiona na Arad – kolejny cel naszej podróży. Szybkie spojrzenie na Morze Martwe za plecami i ruszamy w dalszą drogę. Do miasteczka zbudowanego od zera, gdzieś pośrodku pustyni, w drugiej połowie XX wieku. Po wyjechaniu na wzniesienie jeszcze przez chwilę mogliśmy podziwiać słony akwen, po czym, skalna zasłona zamknęła szczelnie ten rozdział podróży.
Nie taka pustynia ciepła, jak ją malują
Słońce zaszło szybko i ciemność opanowała całkowicie bezkres pustyni. My z kolei błądzimy po maleńkich uliczkach Aradu delikatnie oświetlonych przez latarnie. Kiedy wreszcie udaje nam się dotrzeć pod właściwy adres i znaleźć właścicielkę, ta z pełnym politowaniem patrzy na nasze gołe nogi i szybko prowadzi do mieszkania. Próbując zachować twarz odpowiadamy z drżącym od zimna uśmiechem, że dla nas taka temperatura to wspomnienie lata. Pełen komfort termiczny… W myślach natomiast ubieramy już na siebie wszystkie warstwy ciepłych ciuchów, jakie mamy w plecakach, by wyruszyć na wieczorną eksploracje miasta. Aradzie, nadchodzimy!
Informacje praktyczne:
- Nasza podróż: Pokonaliśmy tego dnia około 300 kilometrów. Wyruszyliśmy z Eilatu w stronę Masady. Następnie z Masady do Morza Martwego, by ostatecznie dotrzeć do Aradu.
- Wypożyczalnia samochodów: Skorzystaliśmy z wypożyczalni Hertz w Eilacie. Wypożyczyliśmy auto na dwa dni, koszt samego wypożyczenia to 420 zł + ubezpieczenie (ok. 100 zł)
- Morze Martwe parking: Znaleźliśmy parking, który był płatny, niedaleko miejsca plażowania, przy hotelach i sklepach. O tutaj. Niestety, nie pamiętamy, ile dokładnie kosztował.
- Morze Martwe kąpielisko: miejsce, w którym plażowaliśmy, znajduje się tutaj. Wyposażone jest w przebieralnie, toalety, miejsce do opłukania się wodą po kąpieli. Wszystko za darmo. 🙂
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!