Górskie wędrówki,  Zagraniczne wyprawy

Thassos – część IV – Ipsario zdobyte.

Na długo przed samym wyjazdem na Thassos, wiedzieliśmy, że nie wrócimy do domu bez zdobycia najwyższego szczytu wyspy. Udało nam się osiągnąć wymarzony cel podczas jednego z ostatnich dni naszego urlopu.

Ipsario, bo o nim mowa, ma „zaledwie” 1204 m n.p.m (w sumie nie wiadomo dokładnie, bo różne źródła, różnie podają. 😉 ) Należy jednak pamiętać, że wychodzi się z poziomu morza, więc cała trasa prowadzi pod górę. Innym, łatwiejszym sposobem na dotarcie na szczyt może być wycieczka dżipem pod samo Ipsario – dobra alternatywa dla osób nie lubiących lub nie mogących pokonywać takich przewyższeń. Nie ważne, w sumie, jakim sposobem, ważne by dostać się na szczyt i móc podziwiać te niesamowite widoki! 🙂

Na dzień naszej przygody wybraliśmy piątek, 2. października. Ruszyliśmy po godzinie 9.00 rano ze Skala Potamias i skierowaliśmy się w kierunku Potamii. Podczas wędrówki towarzyszyła nam pani Zosia (ta sama, która wybrała się z nami w trip dokoła wyspy). Trafiliśmy na idealną pogodę. Było ciepło, ale nie grzało, a od czasu do czasu powiewał wiatr, który dodatkowo umilał wędrówkę.

Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.

Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!

Po dotarciu do Potamii, zapytaliśmy napotkanych mieszkańców, w którą stronę mamy skierować nasze kroki. Gdy znaleźliśmy się na początku szlaku, weszliśmy w las (składający się głównie z drzew piniowych), którym szliśmy większą część trasy.

Cerkiew w Potamii, do której nie mieliśmy okazji zajrzeć.
Ipsario nad nami

Szczerze przyznam, że podczas planowania tej wędrówki, obawialiśmy, że szlak będzie niedostatecznie oznakowany. Na szczęście, bezpodstawnie. Gdy zobaczyliśmy pierwszy drewniany znak wskazujący drogę na Ipsario, wiedzieliśmy, że wszystko jest tak, jak powinno. 😉 Po około 20-30 minutach od wkroczenia na szlak, znaleźliśmy miejsce z niewielkim źródełkiem, przy którym zatrzymaliśmy się, by zrobić krótką przerwę i podreperować nasze wodne zapasy.

Ruszyliśmy dalej w trasę i minęliśmy kolejne dwa drewniane znaki. W pewnym momencie oznakowanie się zmieniło. Nie były to już drewniane tabliczki, tylko czerwone punkty na skałach, prowadzące nas na szczyt. Można więc nieoficjalnie przyjąć, że szliśmy szlakiem czerwonym. 😉

Pierwszy z trzech drewnianych znaków wskazujących kierunek na Ipsario. Reszta była w takim samym stanie. 😉
Jeden z najciekawszych znaków, jakie do tej pory w życiu widziałam. 😉

Drugą największą atrakcję (oprócz niesamowitych widoków) podczas wychodzenia na szczyt stanowiły kozy i kozły, których dzwonki dało się słyszeć praktycznie wszędzie! 🙂 Po wyjściu z lasu, dotarliśmy na przełęcz, gdzie ujrzeliśmy całe stado swobodnie pasących się zwierzątek. Jeden kozioł pozował z chęcią i cierpliwością do zdjęcia, a ja nie mogłam sobie odmówić podejścia, jak najbliżej tylko mogłam, by cyknąć mu kilka fotek. 😉

Na przełęczy
Mój „model” 🙂

Na przełęczy znajduje się dobrze zagospodarowane miejsce do odpoczynku, z którego mieliśmy okazję skorzystać. Obok na co dzień zamkniętej chatki, stoją dwie altany: jedna z miejscem na grilla, druga zabudowana, w której można się schować przed wiatrem i deszczem. Nie muszę dodawać, że z każdego punktu można podziwiać wspaniałe panoramy!

Przełęcz w całej okazałości

Z tego miejsca niewiele już dzieliło nas od szczytu. Im wyżej wychodziliśmy, tym wiatr robił się bardziej nieprzyjemny, ale cały czas świeciło słońce, które nam wszystko wynagradzało. Krajobraz również się zmienił, stał się bardziej surowy – większość stanowiły kruszące się kamienie, a drzew było coraz mniej.

Po około pół godzinie udało nam się zdobyć nasz upragniony i długo wyczekiwany cel – Ipsario! Widoki, jakie mieliśmy okazję podziwiać były wprost oszałamiające! Z jednej strony całe Golden Beach, morze i ląd, a z drugiej same góry. Tego dnia czuliśmy się zwycięzcami. 🙂

Ostatnia prosta 😉
Ipsario zdobyte!
Ipsario. W dole Potamia, po prawej całe Golden Beach.
Oczki na szczycie! 😉
Obowiązkowo wpis do książki pamiątkowej, co by pozostał po nas jakiś ślad! 🙂
Widok na stały ląd oraz małą wysepkę Tasopulo.

W uczuciu spełnienia, zeszliśmy tą samą trasą, którą wychodziliśmy (nie było innego wyjścia, jeśli chcieliśmy się dostać do Skala Potamias). Schodzenie zeszło nam naprawdę szybko (może też przez to, że spieszyliśmy się na kolację. 😛 ) i bez większych przygód.

Takimi trofeami mogą poszczycić się Grecy. 😉

Cała wędrówka zajęła nam około 7 godzin. Dużo czasu poświęciliśmy na robienie zdjęć (przynajmniej ja 😀 ) i podziwianie wszystkiego dookoła. Myślę, że trasę można pokonać w jakieś 5 godzin, ale czy warto się spieszyć? 🙂


To już czwarty wpis z cyklu „Wyspa idealna – Thassos”. Główny wpis oraz linki do kolejnych części znajdziecie tutaj. Zapraszamy do lektury! 🙂

Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.

Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!

Ciągle szuka swojego miejsca na świecie, a opisywanie przebytych wędrówek i podróży jest "lekarstwem" na jej introwertyzm. Uwielbia utrwalać piękne miejsca i niepowtarzalne momenty na fotografiach. Jest uzależniona od muzyki, trochę kucharzy i rozmyśla, które miejsce będzie kolejną destynacją. Zobacz moje codzienne zdjęcia na tookapic

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *