Aktywny weekend według Oczków
Czasem mówicie nam, że jesteśmy bardzo aktywni i ciągle gdzieś jeździmy, ale to nie prawda. Jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami z ograniczonym czasem, urlopem i zapełnionym kalendarzem, tak jak każdy z Was. Tyle, że czasem staramy się wyrwać z tego stanu choćby na chwilę i spędzić weekend aktywnie…
Wszystko zaczyna się od planu
Tak jak wszędzie – bez planu ani rusz! Najpierw szukamy inspiracji. Jeździmy palcem (albo kursorem) po mapie, patrzymy (na fb i insta), gdzie byli ostatnio nasi znajomi. Czasem, tak jak w ostatni weekend, korzystamy z innych blogów i inspirujemy się pomysłami na nasze nowe wycieczki. Może to dziecinne, ale ja traktuję to nawet jak wyzwanie „Czy jesteśmy w stanie sfotografować albo opisać to miejsce lepiej, niż inni?”. 🙂
Nasz weekend jest taki, jak Wasz, tylko…
Asia zaczęła weekend pobudką o 7, przygotowała i zjadła śniadanie, a później udała się na zumbę. Ja też chciałem wstać wcześnie, żeby zrobić więcej, ale musiałem nieco odespać ciężki tydzień. Przed południem zrobiliśmy szybkie zakupy, później obiad i już chcieliśmy przygotować kawę do naszych ulubionych, odświętnych filiżanek, gdy nagle padł pomysł. „A może byśmy tak pojechali w to miejsce, o którym ostatnio pisali na Okolice Krakowa?” Szybko spakowaliśmy plecak i już mieliśmy lecieć do samochodu, gdy zatrzymaliśmy się w lekkiej panice. „Gdzie jest kawa?” Wróciłem do kuchni, zrobiłem kawę do kubka termicznego i już mogliśmy ruszać na podbój Lasu Bronaczowa.
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!
Wyjazd był dla nas nieco spontaniczny, ale też bardzo udany. Potwierdzamy informacje, które ekipa blogerów z Okolice Krakowa umieściła w swoim wpisie:
- zdecydowanie, nie ma się co pchać z wózkiem – jest za dużo nierówności,
- jest mało ludzi i można odetchnąć od krakowskiego zgiełku (oh, yes!),
- las jest idealny do aktywnego wypoczynku i nawet zastanawiam się, czy nie dałoby się w nim pobiegać (ale z tym ostrożnie)…
Szybka akcja i lecimy dalej
Po powrocie z lasu, mieliśmy w głowie tylko dwie myśli:
- chcemy jechać znów w teren – nie ważne gdzie, nie ważne jak, byle jak najszybciej,
- trzeba sprawdzić, czy w lesie nie złapaliśmy jakichś kleszczy…
Pierwsza sprawa była prosta – wystarczy sprawdzić pogodę, druga w zasadzie też, ale ze względów bezpieczeństwa, zaczęliśmy od tej drugiej. 😉
Ręce nic, pachy nic, brzuch … też nic (tutaj szczególnie u mnie jest dużo sprawdzania), nogi … no i mamy dziada. Jeden, mały, czarny, jak piwnica w kamienicy, kleszczyk postanowił sprawdzić, czy Asia jest niezłym kąskiem. Pęseta (3 razy sprawdzałem, bo nie wiedziałem jak to się pisze) i BACH! Nie ma już dziada na Pani Żonie. 🙂
Pora więc wrócić do sprawdzania pogody. Jeden portal, drugi portal, no i wychodzi na to, że niby ma być pogoda, ale tylko do 14.
Gdzie tu pojechać z Krakowa, żeby się zmęczyć, ale coś zobaczyć, a przede wszystkim szybko zejść z gór?
Niedziela – Beskid Wyspowy
Najbliżej było nam do Beskidu Wyspowego. Mieliśmy ogromne pragnienie zobaczenia jakichś widoków z góry. Dzień wcześniej jeszcze się zastanawialiśmy, czy wybrać Mogielicę, Ćwilin lub Jasień – trójka najwyższych szczytów Beskidu Wyspowego, kołatała nam najgłośniej w głowach. W niedzielę jednak, nie mieliśmy już wątpliwości – jedziemy na Mogielicę!
Zrobiliśmy szybką pobudkę o 6:30, spakowaliśmy szpargały (tu możemy kiedyś zrobić krótki wpis o tym, co bierzemy w góry), jedzenie (w sumie, tutaj, też byśmy coś napisali), kawka (tutaj, nie ma co za dużo pisać) i ruszyliśmy w góry. 😉 Poranne zebranie się do wyjazdu, nieco nam się przedłużyło (tutaj, musimy zdecydowanie popracować nad sobą) i już o 8 śmigaliśmy w stronę Przełęczy Rydza-Śmigłego.
Trasę przeznaczoną na 3:25 godziny, zrobiliśmy w niecałe 4 godziny (licząc z postojami, przerwami, kanapeczkami, foteczkami i wszystkimi innymi przyjemnościami wyjścia w góry). Szlak przez cały czas był przyjemny, ludzi było tym razem niewielu, ale jedna rzecz nie dawała nam spokoju. Były to wszechobecne muchy, które latały koło nas całą zgrają i momentami nie dawaliśmy rady się od nich opędzić! Na szczęście, na samej wieży widokowej, nieco je wywiało i mieliśmy później chwilę, żeby zjeść nasze drugie śniadanie.
Trasa powrotna, mimo tego, że miejscami była stroma, dostarczyła nam cudownych wrażeń – spotkaliśmy tylko 2 osoby, a wszechogarniająca nas cisza, była lekiem na wszystkie stresy, jakich dostarcza nam na co dzień miasto.
Do samochodu dotarliśmy przed 13:30 i nawet zdążyliśmy na mszę w Chyszówkach. Padać zaczęło punkt 14. Zgodnie z prognozami, ale my byliśmy już na dole. Po raz kolejny okazało się, że „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” – szczególnie pogodę w górach. 😉
Zwykły weekend?
Napisałem, że nasz weekend, jest taki, jak Wasz. My też pospaliśmy (tyle ile potrzebowaliśmy), też byliśmy na zakupach, zrobiliśmy obiad, pooglądaliśmy serial, a nawet zjedliśmy pizzę. Tyle, że tym razem zorganizowaliśmy się lepiej i pojechaliśmy na chwilę w góry.
A Wy, co robiliście w weekend? Jesteście z tego dumni? My tak!
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!