Weekend pełen wrażeń z Radziejową w tle. ;) – 10-12.07.2015
Gdzieś na końcu Piwnicznej Zdrój, stoi dom, pamiętający jeszcze czasy naszych pradziadków. Dojazd do niego jest bardzo trudny, a za nim rozciąga się już tylko las. Można cieszyć się tu naturą i ciszą… W takim miejscu mieliśmy ostatnio okazję przeżyć cudowny weekend, poznać i spędzić czas z fantastycznymi ludźmi, piec kiełbaski na grillu, grzać się przy płomieniach ogniska, nocami spoglądać na gwiazdy na niebie, i jeszcze wyjść na najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego – Radziejową! A to wszystko za sprawą Ani i Kamila, od których zaproszenie dostaliśmy oraz grupy osób, którzy wraz z nimi to wszystko zorganizowali. 🙂
Nasz weekend zaczęliśmy w piątek wieczorem, gdy razem z Anią i Kamilem wyjechaliśmy autem z Krakowa w kierunku Piwnicznej Zdrój. Nasza podróż trwała około dwóch godzin. Po dojechaniu na miejsce przyszedł czas na zapoznanie się z resztą grupy (która tam już świętowała) i zaaklimatyzowanie… 😉
W sobotę rano z trochę ciężkimi głowami, ruszyliśmy w 11 osób w stronę Radziejowej. Trudno mi wskazać miejsce, w którym dołączyliśmy do szlaku, ponieważ według mapy zaczyna się on w centrum Piwnicznej i prowadzi niedaleko domu, w którym przebywaliśmy… W każdym bądź razie idąc najpierw trochę na skróty, dołączyliśmy w końcu do żółtego szlaku. 🙂 Od samego początku zauroczył mnie teren Beskidu Sądeckiego. Przepiękne górki i doliny, rozkwitnięte łąki, drzewa, kwiaty… i borówki (czy jagody jak ktoś woli ;)) Tak! na całej trasie było pełno krzewów z pysznymi borówkami. I wszyscy chętnie się nimi zajadaliśmy. 🙂
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!
Pierwszym punktem postoju na naszej trasie był Kamienny Groń (785 m. n.p.m.). Po chwilowej przerwie na zdjęcia, ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem. Dotarliśmy do rozwidlenia, w którym mogliśmy wybrać czy idziemy zdobywać Niemcową, czy odpocząć w Chatce pod Niemcową. Wygrał plan drugi. Po około 20 minutach byliśmy już na miejscu.
Jest to druga chatka, w której miałam okazję przebywać. I tak jak za pierwszym razem, tak tutaj, czułam się jak w domu. Za co uwielbiam takie chatki? Za to, że pozwalają na odpoczęcie od codzienności i zapomnienie o wszystkich problemach. Ponadto nie ma w nich elektryczności i bieżącej wody. W przypadku tej chatki, ubikacja (z zabawną instrukcją, jak jej używać :)) oraz prowizoryczna „łazienka” z wiadrem do umycia się i rąk, a nawet lusterkiem, znajdują się kilka metrów od chatki po przeciwnych stronach. W takich właśnie miejscach można docenić to, co ma się na co dzień. 🙂 A uroku tej chatce dodaje fakt, że znajduje się tam huśtawka, z niesamowitym widokiem na góry… Mogłabym tam przesiadywać całymi dniami. 🙂
W chatce przystanęliśmy na dłuższą chwilę. Przemiły Chatkowy zrobił nam herbatę i przy okazji opowiadał śmieszne historie i anegdotki. Pożywiliśmy się, pograliśmy w stukana (coś w stylu gry w hokeja na specjalnym stole; tzw. „air hockey”), a ja skorzystałam z możliwości pohuśtania się na huśtawce.
Nadszedł jednak czas, by ruszyć w dalszą drogę. Jak się okazało, z całej naszej jedenastki, większość była już na Radziejowej kilka razy, dlatego na zdobywanie szczytu zdecydowaliśmy się tylko w trójkę. Ja, Łukasz i kolega Stefan. Reszta grupy postanowiła zostać i odpocząć.
Ruszyliśmy zatem w mocno okrojonym składzie. Po chwili wyszliśmy na dosyć rozległym szczycie – Niemcowej. Wkroczyliśmy na czerwony szlak. Kolejnymi punktami na naszej trasie były Międzyradziejówki (1035 m.n.p.m.), a następnie Wielki Rogacz (1182 m.n.p.m). Dotarliśmy do Przełęczy Żłóbki, z której rozciąga się wspaniały widok na Tatry. Niestety, widoczność tego dnia nie była najlepsza. Stamtąd już niewiele dzieliło nas od celu. Ten ostatni kawałek był dość stromy, ale bardzo przyjemny. Szliśmy lasem, także słońce nam nie przeszkadzało. 😉
Po pół godzinki byliśmy już na Radziejowej (1262 m. n.p.m). Szczerze przyznam, że nie lubię szczytów, które znajdują się w lesie i z których nic nie widać. Jeżeli wychodzę na szczyt, to po to, żeby mieć wspaniały widok. Chyba, że na takim szczycie jest wieża widokowa, z której już widać wszystko. 🙂 Tak jest właśnie na Radziejowej, gdzie w 2006 roku została oddana do użytku wieża widokowa. Przy wychodzeniu na wieżę trzeba uważać, bo schody są dosyć strome. Ale jak już się wyjdzie, to jest naprawdę co podziwiać – widok na cztery strony świata. W tym na Tatry. 🙂 Gdy zeszliśmy z wieży, usiedliśmy na ławce i zrobiliśmy sobie zasłużoną przerwę.
Nasza droga powrotna wyglądała dokładnie tak samo, do miejsca, w którym doszliśmy uprzednio do czerwonego szlaku. Tak jak sobie zaplanowaliśmy wcześniej, przeszliśmy przez Niemcową (1001 m. n.p.m) i wkroczyliśmy na żółty szlak. Doszliśmy do znaków, które wskazywały drogę do Chatki pod Niemcową. I stamtąd poszliśmy prosto do domku, gdzie oczekiwała nas reszta grupy. 🙂
Jak się okazało po powrocie, czekała na nas miła niespodzianka. Reszta grupy dostała od pana Chatkowego kilka słoików na borówki, które wypełnili do pełna. Kasia wpadła na pomysł, by zrobić pierogi z borówkami. W międzyczasie dojechali do nas Weronika i Tomek, którzy przywieźli potrzebne składniki. Po chwili wszystkie dziewczyny zwarły szyk i jedna porcja pierogów, goniła kolejną. Nie wiem, czy kiedykolwiek jadłam takie przepyszne pierogi z borówkami, śmietaną i cukrem. I to w górach! 🙂
Reszta wieczoru minęła nam na rąbaniu drewna, grzaniu się przy ogromnym ognisku, pieczeniu kiełbasek i innych pyszności, śpiewaniu oraz innych wygłupach… 🙂
W niedzielę wstaliśmy w miarę wcześnie. Mieliśmy zaplanowany wyjazd na godzinę około 15.00 do Krakowa. Jednak jak się okazało, kolega Tomek wyszedł z propozycją byśmy pojechali na spływ pontonami po Popradzie. Dziwnym trafem jedyną osobą, która nie chciała jechać, byłam ja. 😀 Tzn. to nie było tak, że nie chciałam jechać, wolałam po prostu być wcześniej w domu, a przez spływ wiedzieliśmy, że do Krakowa dotrzemy około 21.00
Koniec końców, zdecydowałam się…. i bardzo się cieszę, że tak postąpiłam! Niesamowicie zabawne i ciekawe doświadczenie! Szkoda tylko, że Poprad, jest taki spokojny, bo miejscami musieliśmy się naprawdę na-wiosłować, ale na szczęście dotarliśmy cali i zdrowi, zarówno do celu, jak i do Krakowa. 🙂
Cześć! 🙂
Oprócz robienia zdjęć krajobrazowych i prowadzenia bloga, zajmujemy się również fotografią profesjonalnie.
Wejdź na nasze portfolio i zamów u nas sesję zdjęciową!